Archiwum luty 2012


lut 14 2012 Wszystkim zakochanym i tym, którzy szukają...
Komentarze (1)

W tym miejscu chciałam podziękować Dorotce za pomoc, ocenę i konstruktywne uwagi co do poniższego tekstu. I w ogóle do wszystkiego co jest owocem mojej wyobraźni.

JJ

 

Wanda Monné i Artur Grottger – historia ich wielkiej miłości.

Czy można wyobrazić sobie uczucie tak gorące, że zdawałoby się, że potrafi stopić lodowiec? Silne tak bardzo, że mogłoby góry przenosić? Trwałe tak mocno, iż wieczność to ledwo mgnienie oka? Wiele razy po cichu marzymy lub marzyliśmy by spotkała nas w życiu taka miłość, taka piękna, romantyczna i trwała. Taka do końca życia. Taka, o której nasze dzieci opowiadałyby swoim dzieciom. Taka, której wszyscy by zazdrościli. Taka, która byłaby tylko nasza, jedyna w swoim rodzaju, cudowna i niepowtarzalna.

Coś takiego przydarzyło się Wandzie Monné i Arturowi Grottgerowi – bohaterom mojej opowieści.

Ona - młoda dziewczyna, urodzona i wychowana we Lwowie. Manier i kultury uczyły ją dwie samotne ciotki, które w swoich listach i pamiętnikach Wanda nazywała „matkami”, a które przez całe życie prowadziły Zakład Naukowo-Wychowawczy dla panien z dobrych domów. Mieszkając u ciotek, obracając się wśród swoich rówieśniczek, Wanda odbierała lekcje rysunku, muzyki, śpiewu, historii i patriotyzmu. Wrażliwa i piękna dziewczyna budziła zachwyt wszystkich, stając się dla swoich ciotek oczkiem w głowie. Zapewniały jej nie tylko byt i wychowanie ale dbały o jej wolny czas i organizowały go tak, by mogła bywać wśród wielkich ludzi. Chciały dla niej znaleźć dobrą partię do małżeństwa. Nie wiedziały, że rozbudzając w niej zamiłowanie do sztuki i kultury, nieuchronnie doprowadzą do tego, że miłość jaka rozkwitnie między nią a Arturem Grottgerem będzie tą jedyną i doskonałą, chociaż nie do końca akceptowaną i spełnioną.

Artur Grottger, nie trzeba chyba tego wspominać, był wybitnym malarzem swojej epoki. Druga połowa XIX wieku to przede wszystkim czas rozrachunków z historycznymi zrywami niepodległościowymi. Powstanie listopadowe nieodłącznie kojarzyło mu się z ojcem, który wiele razy podczas rodzinnych spotkań, kuligów i polowań, wracał w opowieściach do powstańczych losów. Ojciec Artura był także jego pierwszym nauczycielem rysunku. W powstaniu styczniowym brał udział brat Artura – Jarosław, którego potem zesłano na Syberię. Tematyka powstańcza na stałe zagościła w jego obrazach. O powstaniach opowiadało się w domu od zawsze i trudno mieć pretensje do kogokolwiek, że Artur - chociaż wątłego zdrowia - czuł w sobie misję przekazywania prawdy o nich. Robił to w najlepszej, najbliższej jego sercu formie wyrazu -  w obrazach. Zanim jednakże stał się sławny, pędził żywot dość hulaszczy jak na owe czasy. Młody artysta po pierwszych sukcesach szumiał wśród szlacheckiej młodzieży i cesarsko – królewskich kawaleryjskich entuzjastów jego talentu. Taki sposób na życie nieuchronnie prowadził pozbawionego stałego dochodu malarza do ruiny finansowej.

Kiedy Wanda poznała Artura miała zaledwie 16 lat, jednakże nad wyraz piękna, mądra, oczytana i wrażliwa na sztukę zrobiła niesamowite wrażenie na starszym od niej o 12 lat Arturze. Wydawać by się mogło, że tylko w bajkach można usłyszeć o miłości od pierwszego wejrzenia. Im się to przydarzyło naprawdę. Zresztą, prawdziwa miłość nie zna granic także tych wiekowych. W tamtych czasach nie była to też różnica wieku, która wywoływałaby skandal na salonach. Zapewne większą rewelacją był sam fakt rodzącego się uczucia pomiędzy Wandą a dość zubożałym Arturem.

Do pierwszego spotkania doszło podczas balu Towarzystwa Strzeleckiego w pierwszych dniach 1865 roku. Wanda już wcześniej wiedziała, że we Lwowie gości Artur Grottger, jednakże nazwisko to kojarzyła tylko i wyłącznie z oglądanych wcześniej w galerii obrazów ”Polonii” i „Warszawy”. Nie mogła nawet przypuszczać, że tenże malarz wcześniej widział ją kiedyś w podróży i od tej pory szukał jej wszędzie. Przedstawienie ich sobie na balu było swoistym zderzeniem oczekiwań: z jej strony co do poznania sławnego już malarza i ziszczeniem marzeń z jego strony co do odnalezienia panny, której widok tak mocno zapadł mu w serce. Los tych dwojga młodych ludzi został na tym balu przesądzony. Przypominam sobie w tym miejscu niedawno przywołane w Lwowskiej Fali wspomnienia najpiękniejszych balów karnawałowych jakie odbywały się we Lwowie z udziałem Pułku Ułanów Jazłowieckich. Jak zaproszonym pannom zapełniały się karneciki od nazwisk chętnych do zatańczenia walca, kadryla czy poloneza. Kiedy to żołnierze obdarowywali swoje towarzyszki bukiecikami kwiatów, które w wielkich koszach wjeżdżały do sali balowej na końskim grzbiecie. Nie darmo mówi się o ułańskiej fantazji. Jeżeli ta szesnastoletnia dziewczyna uczestniczyła w podobnych balach to na całym świecie nie znajdzie się lepszej aranżacji do rozbudzenia pierwszej miłości.

Od tej pory Wanda i Artur stali się nierozłączni. On wiele razy przyjeżdżał do Zakładu by spędzać z nią czas, uczyć rysunku ale nade wszystko by czerpać z tej miłości natchnienie do swojej twórczości. Wanda z każdym dniem coraz mocniej przywiązywała się do niego i z wcześniejszego oczarowania w jej sercu zaczęła się budzić czysta i prawdziwa miłość. Im mocniej go poznawała, tym większym uczuciem go darzyła. W końcu krótkie chwile rozłąki stawały się dla nich udręką a tęsknota spalała ich w równym stopniu.

Gdybyśmy na chwilę zamknęli oczy i spróbowali sobie to wyobrazić, to zobaczylibyśmy Wandę jak siedzi przy oknie i czyta książkę. Promienie słońca ogrzewają jej zamyśloną twarz. Wręcz poczuć można to uczucie pustki i tęsknoty, które ją zalewa. Gdy niespodziewanie dowiaduje się z depeszy, że jej kochany wraca dzisiaj z podróży można poczuć jak szybciej bije jej serce, jak radość z jego powrotu nie pozwala usiedzieć w miejscu. Możemy zobaczyć jej wzrok wciąż kierujący się w stronę zegara i złość, że wskazówka przesunęła się dopiero o minutę, dwie, trzy…. Nagle Artur wpada do sieni, chwyta jej ręce całując je jak szalony. Ona zaś jest tak radością i szczęściem przejęta, że słowa wymówić nie może, gardło ma jakby ściśnięte. Myśli, jak to dziwnie, że ludzie tak rzadko umierają z radości. Po chwili przytomnieje, ale mówić nie może. Prowadzi go do matek. On żywo opowiada, wesoło pyta nie czekając na odpowiedź, znowu mówi. Ściska matki, wita koty, prawie sprzęt każdy. Ona patrzy, słucha,  jest szczęśliwa. Bo jak ma nie kochać nastoletnie serce, gdy słyszy co rusz: „Żyję tobą, oddycham tobą, myślę, wierzę, pracuję tylko w twoje imię….”?

Mimo delikatnej niechęci do tego związku ze strony ciotek, miłość Wandy i Artura rozwijała się, kwitła i nabierała rumieńców. Z czasem mogli się już pokazywać razem, chodzić na spacery, gdyż niechęć ciotek, które mimo, że marzyły dla swojej podopiecznej o lepszej partii, wobec rozmiarów tego uczucia i szczerych zamiarów, zaakceptowały w końcu Artura. Takiej miłości nie można się było sprzeciwiać.

Z tą miłością nierozerwalnie związanych jest kilka miejsc. Lwów był świadkiem jej narodzin. W tym ośrodku kultury, sztuki i nauki, ich uczucie mogło się realizować na wielu płaszczyznach. Życie towarzyskie dostarczało wielu radości ale i także wielu momentów tęsknoty i zazdrości, gdy Wanda pozostawała na miejscu a jej ukochany musiał jeździć po kraju i Europie by wystawiać swoje dzieła i zbierać środki na tworzenie kolejnych. Podczas niekończących się rozmów rodziły się pomysły na kolejne obrazy. Nieraz dochodziło do wymiany krytycznych opinii o nich. Z czasem Artur zaczął malować obrazy w domu Wandy, gdyż ta stała się dla niego muzą. Jej uwagi pomagały mu we wiarygodnym ujęciu tematu. Nie były podszyte zazdrością o talent ale wynikały z czystej miłości do niego, do sposobu postrzegania przez niego świata, do umiłowania tego co i jak przedstawiał w swoich dziełach.

Dyniska to siedziba rodziny Skolimowskich, krewnych Wandy. Największym szacunkiem darzona była Izydora Skolimowska. Ta kobieta była dla Wandy przyjaciółką i powiernicą. Mimo dość dużej różnicy wieku umiały znaleźć ze sobą wspólny język. W Dyniskach, tej wsi oderwanej od wielkomiejskiego szumu, młodzi znaleźli spokój i czas by poukładać własne myśli i upewnić się w swoich uczuciach. To w Dyniskach Artur oświadczył się Wandzie wkładając jej na palec obrączkę z gałązki mirty, szepcząc: „To nasze zaręczyny (…) pod gwiazdami. To moja sprawa pracować, pracować, walczyć, a potem nikt na świecie mi ciebie nie potrafi zabrać.” Dyniska były świadkiem najpiękniejszych chwil w tej miłosnej historii.

Potem jeszcze była wieś Śniatynki, gdzie Artur przebywał wiele razy u swojego przyjaciela Stanisława Bielskiego i gdzie malował kolejne obrazy.

Wreszcie Wiedeń i Paryż, gdzie Artur jednak nie czuł się dobrze. Nękany problemami finansowymi, przeprowadzał się z miejsca na miejsce. Bywał w towarzystwie tylko dlatego, żeby poprzez kontakty finalizować sprzedaż swoich obrazów. Tęsknił za ukochaną i wciąż pisał do niej listy w których wyrazy miłości plątały się z tęsknotą i urąganiem na los biedaka, nie mogącego zapewnić swojej wybrance dostatniego życia. Ciężko pracując, kończył kolejne dzieła życia, popadając jednocześnie w chorobę. Pozbawiony opieki muzy przestał o siebie dbać. Jedynym celem było malowanie obrazów. Jednakże gruźlica nie dała za wygraną i w efekcie Artur został skierowany na leczenie do położonego we francuskich Pirenejach uzdrowiska Amelies-les-Bains. Tam znękane ciało poddało się i śmierć zabrała go na zawsze od ukochanej.

W tym samym czasie Wanda czyniła co było w jej mocy, by uzbierać środki na podróż do Artura. Poruszała niebo i ziemię, ale nie udało się jej zebrać odpowiedniej kwoty. W końcu dotarła do niej tragiczna wiadomość. Mimo ogromnego bólu rozdartego serca, podjęła kroki, by sprowadzić ciało ukochanego do Lwowa. Pochowała go na Cmentarzu Łyczakowskim a w kilka lat później ufundowała piękny pomnik, który do dzisiaj przyciąga uwagę zwiedzających. Do końca życia Wanda pielęgnowała miłość do Artura, mimo że wyszła za mąż za jego najlepszego przyjaciela - Karola Młodnickiego.

Przez wiele dziesięcioleci historia miłości Wandy Monné i Artura Grottgera rozbudzała emocje i była natchnieniem dla twórców.

W 2009 roku w Dyniskach postawiono pomnik poświęcony Wandzie i Arturowi. Wybrano do tego najlepsze chyba miejsce na świecie. Dzisiaj Dyniska stają się powoli miejscem, które zakochani chcą odwiedzić. Historia tej romantycznej miłości pobudza wyobraźnie i tęsknotę za doświadczeniem podobnego uczucia. Ale prawda jest taka, że najlepsze miejsce dla miłości jest w naszych sercach a jej święto jest zawsze wtedy kiedy bezinteresownie okazujemy ją ukochanej osobie.

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

pannazkotem   
lut 01 2012 Dla Froci
Komentarze (0)

Dla Froci i pamięci jej szczęśliwego życia pod moim dachem pojawiły się dwa kotki - biedne malutkie, osierocone tygryski. Siostrzyczki nazywają się Figa #1 i Figa #2. Ponieważ są identyczne postanowiłam nie rozrózniać ich innymi imionami. Jak to siostry, gdy idzie jedna, idzie i druga. Gdy wołam jedną - przybiegają obie. Więc po co się tak męczyć. Mam nadzieję, że będzie im u mnie dobrze.

Przez pamięć dla Froci postaram się im stworzyć dom, którego na pewno by nie miały tam, skąd je wzięłam. Dziękuję tutaj tym wszystkim dobrym ludzim, któzy w tych trudnych chwilach pomogli mi przejść przez to wszystko oraz przygotowali mnie i Figi do nowej rzeczywistości.

Panna z kotami

pannazkotem