Archiwum 07 sierpnia 2010


sie 07 2010 Rozdział 6 "Dramat na dwa strzaskane...
Komentarze (0)

Rozdział 6

               Padre Alesio obudził się wczesnym rankiem i odmówiwszy poranne modlitwy udał się do malutkiej kuchni, w której przygotował sobie delikatną kawę – mieszankę świeżo zmielonych ziaren z cynamonem. Był wyjątkowo ucieszony. Kawa to jedyna rzecz, której nie potrafił się oprzeć. Przypłynęła w piątek na handlowym statku z Afryki. Ze względu na jej cenę, oraz dosyć mizerne ostatnimi czasy wpływy z tacy, na luksus jej picia pozwalał sobie w niedzielę. Powtórzył sobie w duchu jeszcze raz kazanie, które chciał dzisiaj wygłosić do wiernych Alicante. W niedługim czasie usłyszał jednak dzwon wzywający do niedzielnego obowiązku. Jeszcze miał pół godziny, ale wolał ten czas spędzić w kościele lub zakrystii, gdzie zawsze służył wiernym radą, pomocą lub dobrym słowem.

         Przygotowując uroczyste szaty nawet nie usłyszał, że do zakrystii weszli Don Antonio i Margareta. Dopiero zgrzyt klamki, kiedy zamykali drzwi, kazał mu się odwrócić. Ucieszył się gdy zobaczył swoich ulubionych parafian. Spędzał z nimi wiele czasu. Często był zapraszany do ich domu i wiele godzin przeszło im na dysputach w przeróżnych tematach. Nigdy jednak nie zdarzyło się, by przyszli do niego do zakrystii i to jeszcze przed mszą św. Wyczuł w tym a także wyczytał z ich twarzy, że problem, z którym przybyli jest bardzo poważny.

- Witajcie moi kochani, co Was do mnie sprowadza? – zapytał zakonnik.

- Szczęść Boże Padre Alesio! Wielka potrzeba nas dzisiaj do Ciebie prowadzi. Potrzebujemy Twojej rady w wielce ważnej dla nas sprawie.

- A cóż się takiego wydarzyło? – zapytał.

- Padre, sam chowałeś na cmentarzu ś.p Bertone, męża Isabel, naszej współmieszkanki. Widziałeś jak na pogrzebie żałość nią targała. Miłość ich była wielka, o tym możemy zaświadczyć, jednak mamy przypuszczenia, że Isabel zmysły postradała w żałobie za mężem.

- Ależ Don Antonio, jak możesz wysuwać takie poważne przypuszczenia? Każdy potrzebuje czasu na powrót do równowagi duchowej po stracie kochanej osoby. Może źle odczytujecie znaki.

- Padre, to nie tak! Nie chcemy z tej biednej kobiety zrobić wariatki Widzieliśmy jednak dziwne zachowanie Isabel. Wczoraj biedaczce się tak pokręciło w głowie, że o poranku ścięła najpiękniejszą brzoskwinię z naszego ogrodu. Siekierą tak wymachiwała, że niejeden mężczyzna mógłby pozazdrościć. – odpowiedziała Margareta.

- My nie chcemy z niej robić wariatki – powtórzył za żoną Don Antonio - ale zaczynamy się obawiać jej obecności w naszym domu. Nie przywykliśmy do widoku kobiety poruszającej się po obejściu z rozwianym włosem i siekierą w ręce. Zresztą dzisiaj rano sprawdziłem, siekiera nie wróciła na swoje miejsce, zatem ma ją pewnie nadal w swoim posiadaniu – dodał Don Antonio.

- Wielce dziwne byłoby to dla niewiasty zachowanie. Trudno mi jednak Wam pomóc nie widząc tego na własne oczy. Jeżeli się zgodzicie, przyjdę do Was w najbliższym czasie. Gdy zauważę coś niepokojącego, wtedy spróbujemy wspólnie rozwiązać ten problem. Teraz jednak moje dzieci, pozwólcie że spełnię swój obowiązek. Pozostali czekają już w kościele. Czas zaczynać nabożeństwo. – skwitował to Padre Alesio. Czas już gonił, a z szumu dobiegającego z głównej nawy wnioskował, że doskonała pogoda pozwoliła dotrzeć do kościoła parafianom nawet z bardzo odległych domostw.

- Jesteś u nas zawsze mile widziany Padre! – powiedział Don Antonio a Margareta dodała – Dla Ciebie zawsze się znajdzie miejsce przy naszym stole! Liczymy na Twój rozsądek i pomoc w naszej biedzie.

Usatysfakcjonowani chwilowym rozwiązaniem wszyscy poszli się pomodlić.

         W tym samym czasie Jolanda do ostatniej chwili czekała przed kościołem. Wypatrywała Isabel. Była ciekawa jej wyglądu. Przez krótki czas drogi do kościoła zdążyła usłyszeć od sąsiadów o jej paradzie do portu w odświętnym stroju oraz o zakładzie, w którym skłaniano się ku temu, że biedna Isabel rzuci się w morską otchłań. Biorąc pod uwagę dotychczasowe wydarzenia oraz w świetle nowych opowieści doszła do tego samego wniosku co jej rodzice: Isabel oszalała! Nidy nie widziała szalonego człowieka. Co innego zwierzęta, kiedyś mieli 10 szalonych krów, które kupili dawno temu od jakiegoś wieśniaka ale człowieka? Nigdy. Nie doczekawszy się na nią wraz z pierwszym dzwonkiem oznaczającym rozpoczęcie mszy weszła do kościoła.

              Tej niedzieli Padre Alesio głosił kazanie jak natchniony. Bacznie się jednak rozglądał. Niestety musiał stwierdzić, że wśród zasłuchanych twarzy nie widzi wdowy Isabel. Na chwilę pojawiła się myśl, że w słowach i zatroskaniu Don Antonia i Margarety musi coś być. Nie chciał jednak się rozpraszać. Podjął decyzję, że tym tematem zajmie się później. Dokończył nabożeństwo a po błogosławieństwie rozesłał swoich wiernych do codziennych obowiązków.

c.d.n.

pannazkotem   
sie 07 2010 Rozdział 5 "Dramat na dwa strzaskane...
Komentarze (0)

Rozdział 5

        Isabel przespała martwym bykiem równe 12 godzin. Obudził ją dzwon wzywający wiernych na niedzielną mszę. Obróciła się na drugi bok jednak dźwięk dzwonów był na tyle głośny, że rozbudził ją całkowicie. Chwilę nasłuchiwała, ale najwyraźniej rodzina Don Antonia już musiała być w drodze na niedzielną mszę. Gdy dotarło do niej, że jest sama w domu porzuciła wszelkie wątpliwości co do tego czy warto w takim pośpiechu wyszykować się na niedzielną sumą. Gdyby się spóźniła wzbudziłaby powszechne zainteresowanie zebranych na nabożeństwie. Krótkie zadumanie i decyzja została podjęta. Skoro zostanie w domu to ten czas należy wykorzystać produktywnie. Margareta z pewnością wszystkim opowie o wczorajszym zajściu w ogrodzie i nieobecność Isabeli zostanie usprawiedliwiona wstydem swojego występku. Druga okazja do przeszukania papierów Don Antonia już się nie nadarzy. Szybko się ogarnęła, włosy nadal skołtunione spięła grzebykami i powoli przekręciła klucz w zamku. Drzwi, na szczęście, były naoliwione. Cicho wyszła na korytarz a następnie udała się do alkowy Don Antonia i Margarety. Wiedziała, że współgospodarze trzymają swoje najcenniejsze rzeczy w kufrze, który stał obok ich łoża. Szybko podbiegła do niego i z ulgą stwierdziła, że zamki nie są zamknięte. Żelazne okucia ciężko byłoby pokonać. Powoli przełożyła modlitewnik i świecznik na podłogę a następnie delikatnie otwarła wieko. To co znajdowało się w środku stanowiło pewnie resztki posagu Margarety. Były tam dwa pięknie haftowane obrusy, kilka książek w tym „Żywoty Świętych Pańskich” oprawione w świńską skórę, sakiewka z kosztownościami (raptem broszka ze szkiełkami, perła na rzemieniu i pierścień z rubinem), kilka serwet wykończonych białym kordonem oraz pudełko z drzewa sandałowego pięknie inkrustowane. W pudełku znajdowały się dokumenty, niektóre zwinięte w ruloniki inne poskładane na czworo. Z wypiekami na twarzy powoli zaczęła wyciągać je z pudełka i czytać. Był tam spisany w łacinie akt zaślubin Margarety z Don Antonio, intercyza małżeńska (no, no), dowód zakupu od rolnika z sąsiedniej wsi 10 krów (sprzed 20 lat) oraz Testament w zalakowanej kopercie. Na jego widok Isabel dostała wypieków na twarzy. Gorąco jej się zrobiło tak bardzo, że z trudem łapała oddech. Okazało się, że pieczęć jest złamana więc bez specjalnych oporów wyciągnęła zawartość koperty i zaczęła czytać:

„Ja Juanita Melvares, zdrowa na ciele w pełni władz umysłowych zapisuję cały swój majątek ruchomy i nieruchomy mojemu wnukowi Antonio Melvares. Wykaz moich majętności został przekazany mojemu prawnikowi, którego ustanawiam wykonawca mojej ostatniej woli. Jednocześnie oświadczam, że żadna rzecz będąca aktualnie w moim posiadaniu nie może trafić w ręce mojej siostry Luizy Partito (po mężu). Gdyby tak się stało wtedy cały majątek ma przejść na rzecz klasztoru sióstr od świętej Marianny. Nie posiadając innych spadkobierców w spokoju mogę opuścić ten padół.”

Gdy Isabel przeczytała ten bardzo krótki testament zeszło z niej całe napięcie. Załącznik jasno wskazywał, że dom w którym mieszka Don Antonio z rodziną oraz ona jak i cała ziemia należy do niego. Dlaczego zatem Bertone mógł z nią tutaj zamieszkać? Coraz bardziej zaintrygowana już powoli zaczęła wszystko układać do kufra, gdy na jego dnie spostrzegła dwie małe koperty. Szybko je wyciągnęła. Na jednej było napisane „Do mojej siostry Juanity Melvares” a na drugiej, tym samym pismem co wcześniej czytany testament „Do mojego wnuka Antonia”

        Serce Isabel zaczęło znowu bić szybciej. Czuła, że te dwa listy wyjaśnią jej jakąś starą tajemnicę rodzinną i że może także rozświetlą jej sytuację. Szybko otwarła pierwszy. Na pojedynczej kartce był list Luizy Partito do jej siostry:

„Moja droga Juanito!

Jestem już na krawędzi swego życia. Czas goni, by ziemskie sprawy dopełnić. Po śmierci nie będzie możliwości naprawienia krzywd, które zostały wyrządzone za życia. Wierzę, że czas najwyższy byś usłyszała ode mnie słowa przeprosin. Należy Ci się także wyjaśnienie tajemnic, którymi się okryłam i których nie chciałam i nie mogłam wyjawić. Dziś, wiele wtedy ważnych spraw jest już nieistotnych. Mogę bez szkody dla nikogo wyjawić prawdę, której tak długo strzegłam. Otóż, w wieku 40 lat zakochałam się w pewnym żołnierzu. Był to pułkownik armii Jego Królewskiej Mości, który zawinął do naszego portu po sztormie stulecia. Wyglądał jak siedem nieszczęść, bał się każdego szmeru. Domyśliłam się, że musi być uciekinierem. Żal ścisnął mi serce gdy zapukał do naszego domu, taki zmarznięty, odwodniony, wychudzony. Ukryłam go w naszej stodole i przez długi czas pielęgnowałam. Maniacko broniłam dostępu do stodoły sama wykonując wszystkie prace. Wtedy zrodziło się uczucie. Pokochaliśmy się wielką miłością a wnet okazało się że jestem przy nadziei. On musiał iść dalej a ja nie mogłam z nim wyjechać. Rodzicom złamałoby to serce a mężowie zepsuło reputację. Opowiedziałam wszystko mamie a ona załatwiła mi na jakiś czas pobyt w pewnym gospodarstwie. Oficjalnie miałam tam pomagać kobiecie w połogu a tak naprawdę to ja potrzebowałam pomocy. Urodziłam zdrowego ślicznego chłopca, którego ochrzciłam Bertone. Ludzie u których przebywałam nie mieli dzieci i zgodzili się za drobną opłatą przyjąć małego do siebie. Często tam jeździłam, ale nigdy nie mogłam Bertone przywieźć do domu. Mój mąż nigdy nie uwierzyłby, że to jego dziecko. Musiałam kłamać dla dobra mojego małżeństwa. Dzisiaj mój mąż nie żyje a ja w niedługim czasie mam zamiar do niego dołączyć. Nie żyłam bogato. Nie mam jak zapewnić mojemu synowi sposobnej przyszłości. Wiem, że nasze siostrzeństwo nie było wzorowe, ale ze względu na Bertone proszę Cię o uwzględnienie go w swoim testamencie. Ze względu na więzy krwi zaopiekuj się swoim siostrzeńcem. Po mojej śmierci będzie miał już tylko Ciebie.

Droga Juanito! Kocham Cię z całego serca i przepraszam za powstałe między nami niesnaski.

Twoja Siostra Luiza”

Drugi list datowany na kilka dni później zawierał tylko kilka zdań:

„Mój drogi Wnuku!

Testament został już spisany a cały majątek przeszedł na Ciebie. Wierzę, że rozsądek Cię nie opuścił i dzisiaj możesz się cieszyć majątkiem który Ci zapisałam. Będąc na łożu śmierci otrzymałam list od mojej siostry Luizy. Przesyłam Ci go w załączeniu. Nie jestem w stanie dokonać stosownych zmian w testamencie dlatego przekazuję Tobie prośbę mojej siostry. Wierzę, że szacunek dla wartości rodzinnych i dla drugiego człowieka pozwoli Ci na podjęcie stosownej decyzji. Gdybym mogła zmienić cos w testamencie to zapisałabym Bertone 1/8 swojego majątku, ale decyzję pozostawiam Tobie. Nie jesteś obarczony żadnym ciężarem zobowiązań i dlatego wierzę, że rozsądnie rozwiążesz ten problem. Życzę Ci spokojnego i długiego życia.

Twoja Babcia – Juanita Melvares”

Isabel jeszcze raz przeczytała wszystko, by dobrze zapamiętać treść listów. Szybko spakowała rozbebeszony kufer i wróciła do swojego mieszkania. Tam padła na łoże wyczerpana konspiracją. Tajemnice tego domu zaczęły ją coraz bardziej intrygować.

c.d.n.

pannazkotem   
sie 07 2010 Wreszcie coś o kocie
Komentarze (1)

Witam!

               Właściwie to powinnam wreszcie poruszyć koci temat. 5 sierpnia Frotka obchodziła roczek. Było hucznie i wesoło, szampan lał się wiadrami, wujek Zenek nawiązał bliski kontakt ze śledzikiem… Wiecie, jak na każdym roczku. A tak na serio to w imieniu Frotki przyjmuję życzenia i gratulacje.

                Na marginesie to Frotka kazała przekazać: Ula! Sorry, że się schowałam jak przyszłaś. Wybaczysz mi? Mruu mruu….

Panna z kotem

pannazkotem